Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
shadowhunter22
Administrator
Dołączył: 16 Sty 2010
Posty: 641
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Śląsk Płeć: Boy
|
Wysłany: Pon 0:51, 18 Sty 2010 Temat postu: Roswell |
|
|
Roswell
Pięćdziesiąt lat temu na jednej z pustyń Stanów Zjednoczonych miało miejsce zdarzenie, które mogło wpłynąć na całą rasę ludzką. Wypadek ten początkowo był ogłoszony przez wojska amerykańskie, lecz później zaprzeczano, że coś takiego w ogóle miało miejsce. Stał się on jedną z największych tajemnic amerykańskich, która jest strzeżona do dzisiaj. Teraz w Stanach Zjednoczonych jest duże poruszenie sprawą Roswell, ponieważ jest szansa, że wszystkie tamte akta zostaną odtajnione! Pomimo, że wydarzenie to zaliczane jest do plotek, lub raczej zdarzeń mało prawdopodobnych i na dodatek nie w pełni udokumentowanych, to należy sądzić, że wydarzyło się ono naprawdę. Wiadomo teraz, że wiele z tych informacji pochodzi z zapisków odnalezionych w bazie wojskowej Roswell. Ponadto, w lipcu 1947 roku w Stanach szczególnie dużo ludzi widziało UFO. To chyba nie był zbieg okoliczności?! 3 Lipca 1947 roku, Mac Brazel, właściciel rancza, jadąc rano, aby sprawdzić swoje stado owiec, zobaczył w jednym z obszarów jego rozległej posiadłości wiele dziwnych szczątków Wykazywały one zdumiewające właściwości fizyczne m.in. były bardzo twarde, a na nich znajdowały się jakieś dziwne napisy, jakby hieroglify (zdjęcie poniżej). Zabrał parę z nich i pojechał do swego wujka, aby mu je pokazać, a następnie poinformował o tym szeryfa George'a Wilcox'a. Szeryf natychmiast zawiadomił lotnisko wojskowe i pojechał obejrzeć zadziwiające szczątki. W ciągu paru godzin na miejsce zdarzenia przyjechało USAF, a gdy zobaczyli szczątki natychmiast zamknęli teren na parę dni i oczyścili go ze wszystkich szczątków, zabierając części wraku i zawożąc je samolotami B-29 do bazy w Roswell.
Artykuł o rzekomej katastrofie
Mapa przedstawiająca miejsce katastrofy UFO
Miejsce katastrofy w Roswell. Tutaj właśnie miało miejsce niezwykłe wydarzenie w 1947
Rankiem 8 lipca 1947 roku pułkownik William Blanchard, komandor grupy 509, mającej siedzibę w Roswell, podał prasie i stacjom radiowym wiadomość, że odnaleziono wrak latającego dysku. Wiadomość ta obiegła szybko całą Amerykę i pojawiła się we wszystkich gazetach. Jednak parę godzin później generał Roger Ramey, komandor 8 grupy z lotniska Fort Worth w Texasie, przekazał opinii publicznej kolejną wiadomość. Powiedział on, że Blanchard popełnił ogromną pomyłkę i że ten niezidentyfikowany obiekt to był balon atmosferyczny nowej generacji, a nie żadne UFO.A więc co było prawdą? Prawie na 100% można przyjąć, że wiadomość Blancharda była prawdziwa. Ci, którzy z nim pracowali mówili, że był on solidnym i poważnym człowiekiem i nie przyniósłby wstydu tak elitarnej grupie 509. Poza tym Ramey przekazując ludziom wiadomość o balonie znajdował się o 400 mil od miejsca katastrofy. Poza tym dzień przed katastrofą, wieczorem, 70 mil od miejsca katastrofy widziano nad stanem Nowy Meksyk przelatujący jasny obiekt w kształcie dysku. Oczywiście wojsko utajniło wszystko. Członkom grupy 509 zabrano wszystkie szczątki i kazano milczeć. Brazel został przesłuchany i kazano mu zachować milczenie. Także inni wszyscy żołnierze biorący jakikolwiek udział w akcji związanej ze szczątkami mieli zamilknąć na zawsze. Wojsko przekazało prasie oficjalną wiadomość, że to był balon atmosferyczny. Jednak znaleźli się świadkowie, którzy zaprzeczając temu dali dużo do myślenia. Najważniejszym chyba był generał, Thomas duBose z bazy Forth Worth w Texasie. Przed swoją śmiercią, w 1992 r. wyjawił on, że wtedy dostał telefon od rządu mówiący mu, że ma zlikwidować pogłoski na temat UFO i ściągnąć odpowiedzialność z przedstawicieli rządu.
Zdjęcia te przedstawia hangar znajdujący się w Roswell. Według świadków właśnie tutaj wojsko ukrywało przed światem zwłoki pochodzące z katastrofy w Roswell.
Jesse Marcel i jego słowa: Wezwany ze stacji biurowej poszedłem do bazy szeryfa. Dowiedziałem się, że rozmawia z człowiekiem, który mówił o katastrofie na jego ranczo. Wtedy po raz pierwszy zetknąłem się z Brazelem, powiedział mi wszystko, był bardzo zdenerwowany. Powiem szczerze, że wtedy myślałem, że ten człowiek nie mówił prawdy.
Gdy w marcu 1975 roku senator Barry Goldwater chciał zbadać szczątki katastrofy w Roswell nie pozwolono mu tego zrobić. Gdy zapytał, dlaczego odpowiedziano mu, że sprawa nie może być dyskutowana z osobą postronną, nawet, jeśli jest to wyższy urzędnik. Porucznik Jesse Marcel, z 509 grupy bombowej był obecny na miejscu katastrofy. W wywiadzie przeprowadzonym w 1979 r. przez telewizję powiedział "To na pewno nie był balon atmosferyczny, to musiał być samolot, albo jakaś tajna broń...". Zapytany o zdumiewające właściwości znalezionego tworzywa odparł "To nie chciało się palić... było bardo lekkie i cienkie, cieńsze nawet niż folia od opakowania papierosów... Próbowałem przerwać ten materiał - ale nie dało się, próbowaliśmy zrobić w nim dziurę 60 funtowym młotem - nic!". Człowiek ten nie mógł pomylić się w ocenie tego materiału, należał przecież do elitarnej grupy 509. Jego zdaniem ten wrak był "nie z tej ziemi". Generał Arthur E. Exon, który był porucznikiem w Wright Field, w wywiadzie udzielonym w 1990 roku powiedział "Analizy chemiczne, wytrzymałościowe, ciśnieniowe i inne - szczątków wykazały, że są one na pewno z kosmosu!" "Próbowaliśmy zniszczyć cienkie kawałki 'folii' wielkimi młotami i wiertłami, ale to nic nie dało!". W ciągu ostatnich kilku lat przed swą śmiercią w lipcu 1986 roku, profesor Robert Saurbacher, amerykański fizyk, który zajmował wysokie stanowisko w Departamencie Obrony w latach pięćdziesiątych, złamał przysięgę milczenia i opisał z obrazowymi szczegółami, jak rząd USA odnalazł i dotąd przechowuje szczątki kilku rozbitych pojazdów pozaziemskich. Zeznania Saurbachera zgadzały się z zeznaniami pozostałych świadków. Według niego metalowy kadłub pojazdu był niezmiernie lekki i bardzo twardy, natomiast panele z instrumentami i inne systemy kontrolne mieszczące się wewnątrz również wykonane zostały z cienkiej, foliopodobnej substancji. Saurbacher mówił, że wiedzę o istnieniu tych pojazdów, posiada mała grupa ludzi z establishmentu polityczno-wojskowo-wywiadowczego. Według jego własnych słów, była i jest to najściślejsza tajemnica rządowa w USA, strzeżona nawet bardziej niż dane o bombie wodorowej. Twierdzenia profesora Saurbachera zostały wyśmiane przez agencje rządowe. Większość ludzi odniosła wrażenie, że jego tezy są zbyt fantastyczne. Ale czemu człowiek, który zrobił świetną, pełną sukcesów karierę w nauce i biznesie, miałby kalać swą reputacje, fabrykując tak niezwykłą historię? A teraz ciekawa rzecz. Pan Glenn Dennis udzielił nam informacji o niezwykłym zajściu z 1947 roku. W 1947 roku Dennis był młodym przedsiębiorcą pogrzebowym pracującym dla "Ballard funeral", podpisał on kontrakt na "obsługę" lotniska w Roswell.
Oto kawałki dziwnych metali, które znaleziono podczas katastrofy
Tutaj widać różne szczątki jakiś metali porozrzucanych w miejscu katastrofy.
Dzień po katastrofie odebrał wiele telefonów z biura lotniska. Pytany był o to, czy może załatwić małe około 1,5m metalowe trumny, pytany był też, jak zapobiec zniszczeniu ciał, które były przez jakiś czas na słońcu i deszczu... Glenn Dennis nadal mieszka w Roswell i jest wielce szanowanym biznesmenem. Wielokrotnie udzielał też wywiadów telewizji. Wszystkie powyższe osoby relacjonujące wydarzenia uważano za godne zaufania. Były one członkami elitarnych grup, które na pewno nie dałyby się łatwo zmylić, ani nie naraziłyby swojej grupy na pośmiewisko. Jednak wiele dowodów wskazuje na to, że incydent w Roswell nie był jedyną katastrofą statku kosmicznego na Ziemi. Prawdopodobnie było ich dużo więcej. W USA (Paradise Valley, Arizona - 1947; Aztec, Nowy Meksyk - 1948; Kingham, Arizona - 1953; Nowy Meksyk - 1962), Francji, Niemczech, Australii, ZSRR. Ich listę uzyskasz na stronie "Spotkania z UFO". Można tu sobie przypomnieć zeznania świadka - Micka Shmitha - byłego agenta FBI, który nieoficjalnie podał do wiadomości, że na terenie USA doszło do kilkunastu katastrof UFO, a w rozbitych obiektach znaleziono ciała humanoidów. Shmith widział nieżyjących przybyszów z kosmosu, którym - w jego obecności - robiono sekcję. Ponoć lekarze twierdzili, iż humanoidzi mieli narządy wewnętrzne bardzo różniące się od ludzkich, m.in. układ trawienny w zaniku. Zgadza się to prawie idealnie z przeciekami z innych źródeł. Także popularny w Stanach magazyn "UFO Universi" doniósł ostatnio, że rząd USA jest w stałym kontakcie z przedstawicielami innych cywilizacji i prowadzi z nimi tajne negocjacje. Wojskowi i naukowcy - twierdzi pismo - prawdopodobnie chcą poznać supernowoczesną technikę, którą dysponują istoty z innych planet.
W miesiąc po 50-tej rocznicy incydentu w Roswell Siły Powietrzne USA przygotowały nowy raport, mający rozwiać wszelkie wątpliwości, co do tej katastrofy. Raport nadal utrzymuje, iż na ranczu rozbił się nowy, tajny typ balonu, przeznaczony do lotów szpiegowskich nad Rosją. Jednak oświadczenie to tłumaczy w inny sposób relacje świadków mówiących o kilku istotach w pobliżu miejscu katastrofy. Stany Zjednoczone twierdzą, iż świadkowie Ci próbowali wiernie oddać to, co widzieli, jednak pomylili to wydarzenie z testami z lat 50-tych, podczas których z nieba zrzucane były manekiny podobne do tych opisywanych przez świadków. Jeszcze przed oficjalnym ogłoszeniem raportu był on wyśmiewany przez elitę badaczy. Również większość ludzi twierdzi, iż wyjaśnienie takie rzuca tylko cień podejrzenia na Stany Zjednoczone. Nikt nie sądzi, że ktoś da wiarę tak głupiemu wyjaśnieniu. Ale tak w ogóle, to, po co czekać z ogłoszeniem czegoś tak głupiego przez 50 lat. Jak więc widać pojawia się coraz więcej przecieków i innych materiałów na temat UFO. Warto na bieżąco śledzić Internetowe artykuły na ten temat, ponieważ cała sprawa ujawnia się coraz szybciej. Są również nadzieje na ujawnienie wszystkiego ludziom. Miejmy nadzieje, że to nastąpi jak najszybciej. Jednak to tego czasu sami musimy znaleźć odpowiedzi na wszystkie niejasności zawarte w tym tekście i nie tylko.
Źródło: [link widoczny dla zalogowanych]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Syriusz Weredyk
Użytkownik
Dołączył: 30 Cze 2010
Posty: 24
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Rzeczpospolita Polska Płeć: Boy
|
Wysłany: Śro 7:26, 30 Cze 2010 Temat postu: |
|
|
Katastrofa w Rosswell (W BAZIE WOJSKOWEJ) miała miejsce w 1947roku, 2 lata po zakończeniu wielkiego światowego konfliktu. Moim zdanie mógł się tam rozbić prototyp bezzałogowego samolotu szpiegowskiego lub jakikolwiek samolot testowany przez wojsko/rząd USA.
Gdzie jest ta "folia", jaka jest pewność, że istniała, gdzie są zbite dowody, a nie przesłanki kilku ludzi.?
Jakby mi tv Discovery sypnęło gotówką też bym mógł pokłamać, jak każdy, prawda?
Niemniej jednak rachunek prawdopodobieństwa wyklucza możliwość abyśmy byli sami w wszechświecie. Tylko co to zmienia? Według mnie my wszyscy, wszystko co nas otacza jest integralną częścią całości zwanej kosmosem .
Pozdrawiam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
shadowhunter22
Administrator
Dołączył: 16 Sty 2010
Posty: 641
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Śląsk Płeć: Boy
|
Wysłany: Wto 19:13, 16 Lis 2010 Temat postu: Mroczny sekret szeryfa z Roswell ujawniony |
|
|
Mroczny sekret szeryfa z Roswell ujawniony
Rola, jaką odegrał szeryf z Chaves County w sprawie upadku UFO w Roswell w 1947 roku – choć bardzo ważna – nawet dziś nie jest do końca zrozumiana. Jest ona również w ogromnym stopniu niedoceniana. Gdyby George Wilcox szczęśliwie nie powiadomił tego dnia lokalnej bazy wojskowej o odkryciu przez ranczera niezwykłych szczątków z wypadku, prawdziwa natura wydarzenia mogłaby zostać szeroko rozpowszechniona. Szczegóły otaczające ten incydent mogłyby nigdy nie zostać ukryte – my zaś znalibyśmy wszystkie odpowiedzi na pytania, które dziś zadajemy sobie na temat tego wydarzenia.
Pozaziemska rzeczywistość otaczająca Roswell, głębokie zaangażowanie szeryfa w incydent oraz waga jego tajemnicy ujawnione zostały przez:
- jego dwie córki
- jego wnuczkę
- jego dawnego sąsiada
- Braci z Roswell
- lokalnego przedsiębiorcę pogrzebowego
- zastępców szeryfa
Interesujące, że również żona szeryfa Wilcox’a miała swój wkład w sprawie incydentu w mało znanym pisemnym raporcie, który sporządziła potajemnie dla potrzeb historycznych. Sporządziła odręcznie szczegółowy opis zdarzenia krótko po incydencie – dokument jest aktualnie przechowywany przez historyków. Opowiada ona o nadzwyczajności tego dnia oraz oferuje nam podpowiedzi dotyczące doświadczeń jej męża oraz Roswell jako zdarzenia o naturze pozaziemskiej.
Przeciek Wilcoxa
W lipcu 1947 roku George A. Wilcox był szeryfem w Chaves County. Gdy ranczer Mac Brazel przyszedł do biura szeryfa, przyniósł ze sobą odrobinę niezwykłych materiałów, które – jak mówił szeryfowi – znalazł na ranczu Fosterów. Brazel wrócił właśnie od Proctorów, którzy posiadali sąsiadujące ranczo. Floyd i Loretta powiedzieli Macowi, że powinien opowiedzieć szeryfowi o swoim odkryciu. Mac udał się więc do miasteczka. Nie wiedział, czym były te materiały i chciał się dowiedzieć, czy szeryf będzie w stanie je zidentyfikować i czy pomoże mu je pozbierać i wywieźć z rancza. Ktoś był za to odpowiedzialny, a Mac chciał, by Wilcox dowiedział się i zrobił coś w tej sprawie.
Wilcox nie miał pomysłu, czym były szczątki, które pokazał mu Mac. Sceptycy wskazują na zasadniczy fakt: WIlcox musiał być wystarczająco zakłopotany tym materiałem – i wystarczająco zainteresowany historią Maca – by natychmiast powiadomić żołnierzy stacjonujących w bazie, każąc im przy tym zbadać sprawę. Wilcox musiał mocno wierzyć, że wydarzyło się coś ważnego. Musiał usłyszeć lub zobaczyć coś tak alarmującego, że postanowił włączyć w to inne władze i skontaktować się z Bazą Sił Powietrznych w Roswell. Czymkolwiek było to, co Mac pokazał George’owi, z pewnością nie był to kawałek balonu ani też balonu festynowego, jak twierdził rząd. Wilcox był dobrze obznajomiony z każdego rodzaju balonami. Często spadały one na rancza hrabstwa, w którym służył. Nigdy nie przekazywał RAAF’owi czegokolwiek, co przypominałoby materiał z balonu.
Niemal natychmiast po telefonie od Wilcoxa do hrabstwa przyjechało wojsko. Jak później powiedziano pracownikom Straży Pożarnej w Roswell, wojskowi powiedzieli szeryfowi i jego zastępcom, że nie muszą opuszczać tego miejsca. Musieli jedynie przekazać sprawę oficerom w bazie. Jedna z córek Wilcoxa powiedziała później, że szeryf czuł, że posiada odpowiednie kwalifikacje i mimo że to do niego należało ostatnie zdanie w sprawie, został zmuszony do współpracy. Wierzyła, że gdyby miał to wykonać ponownie, najpierw opowiedziałby o wszystkim prasie i reporterom, bez angażowania w to wojska.
Córki szeryfa: Co nasz ojciec mówił o obcych
George i Inez Wilcox mieli dwie córki, Phyllis i Elizabeth. Obydwie, wciąż żyjące, zamężne emerytowane profesjonalistki, były bardzo elokwentne. Obie również utrzymują, że ich ojciec był zaangażowany w mające naturę pozaziemską wydarzenie w Roswell w 1947 roku.
Phyllis (nazwisko McGuire) podzieliła się tym, co wie na temat swojej rodziny i jej zaangażowania tego dnia 1947 roku:
„Ojciec miał przy sobie jakieś materiały… nie wiedziałam, jakie… powiedział, że wysłał tam kilku swoich zastępców i że widzieli oni tam jakieś rzeczy. Widzieli zagrodę, w której znajdowały się jakieś materiały, zobaczyli też na trawie wypalony obszar wielkości boiska do piłki nożnej”. Phyllis stwierdziła również, że dwóch funkcjonariuszy odnalazło „okopcony obszar”, który wyglądał jak gdyby wylądowało na nim „coś wielkiego i okrągłego”.
„Gdy w lokalnej prasie w Roswell przeczytałam artykuł na temat znalezionego tam latającego spodka, wybrałam się do jego [ojca] biura, by go o to zapytać. Zapytałam ojca, czy sądzi, że informacja o latającym spodku jest prawdziwa. Odpowiedział: ‘Nie wiem, po co Brazel by się targał taki szmat drogi, gdyby tam nic nie było’. Powiedział, że Brazel wziął ze sobą trochę materiału, by go pokazać, i że materiał ten wyglądał jak cynfolia, gdy jednak go zwijał, materiał wracał do swojego pierwotnego kształtu. Czuł, że było to ważne odkrycie i wysłał tam swoich zastępców, by ci zbadali sprawę”.
Phyllis, jako świadek z pierwszej ręki, potwierdza istnienie „metalu z pamięcią kształtu” (który według niej był przechowywany w małym więziennym pomieszczeniu), który został przywieziony do miejscowego więzienia. Jest ona jedną z tych, którzy opisywali niektóre szczątki jako „pamiętające siebie” – dekady przed wynalezieniem stopów metali odzyskujących kształt.
McGuire opowiada, że podczas gdy mężczyźni dyskutowali nad ta sprawą, kazano jej wyjść z więzienia. Mimo, iż chciała dowiedzieć się czegoś więcej na temat znaleziska, ojciec nie powiedział jej nic. W końcu matka nakazała jej przestać wypytywać ojca o tą sprawę i „zostawić to w spokoju”.
Phyllis przyznaje, że jej matka – aczkolwiek tylko jeden raz – krótko opowiedziała jej o zdarzeniu. Jak mówi, „Na początku lat siedemdziesiątych powiedziała mi więcej o tym, co się stało. ‘Co to było?’, zapytałam pewnego razu”. „Kosmita”, odpowiedziała Inez. Phyllis zapytała następnie „Czy były tam ciała?”, na co Inez odpowiedziała „Tak, były tam ciała. Gdy ich znaleziono, jeden z nich jeszcze żył, ale w końcu umarł”.
Phyllis opowiada dalej, co mówiła jej matka: „Mieli wielkie głowy i oczy, ale małe ciała. Moja matka powiedziała, że ojcu bardzo było ich szkoda. Odniosłam wrażenie, że niezbyt dobrze się nimi zaopiekowano i że traktowano ich jak wrogów. Mój ojciec opowiedział matce o wszystkim. Zawsze to wiedziała. Nie wspominała o nikim innym, kto byłby w to zaangażowany. Mówili, że zabiliby całą rodzinę”. Na temat swojego ojca Phyllis mówi: „Myślę, że czuł się źle, nie mówiąc mi nic. Być może jednak próbował nas chronić”.
Elizabeth, córka George’a Wilcoxa
Druga córka Wilcoxa, Elizabeth (nazwisko Tulk), poświadczyła, co wie na temat tego zdarzenia:
„W lipcu 1947 roku odwiedziłam moich rodziców w Roswell w Nowym Meksyku. W dniu, gdy ja i mój mąż przyjechaliśmy, były tam jeepy i jacyś ludzie z sił powietrznych obecni byli w lokalnym więzieniu. Mój mąż, Jay, zapytał mojego ojca, co się dzieje. Ojciec odpowiedział: ‘Cóż, ten człowiek tu przyszedł i mówił, że znaleziono ten latający talerz, i przyniósł z niego kawałek. Powiedział, że wokół znalezionego materiału trawa wyglądała jak gdyby była wypalona”.
„Moja matka przez całe lata nie mówiła nic o tym incydencie. Po latach jednak powiedziała ‘Czy pamiętasz ten czas, gdy w Roswell znaleziono latający spodek?’. Czytałam napisany przez nią artykuł, w którym pisze, że do dziś nie wiadomo, czy to był latający spodek, ponieważ mojemu ojcu zabroniono w ogóle o tym mówić”.
Tulk wskazuje na to, iż wierzy, że zastępcy szeryfa wybrali się na miejsce wypadku zanim w miejscowym więzieniu zjawili się wojskowi. Powiedziała, że przyjechali tam, nie znaleźli jednak samego miejsca wypadku. Ujawnili jednak wielki, mocno wypalony obszar w kształcie koła. Później, gdy zastępcy szeryfa próbowali się tam dostać, wojskowi otoczyli ten rejon i nie było już możliwości, by cokolwiek tam zobaczyć. Mąż Elizabeth, Jay, potwierdza to, co jego żona opowiedziała badaczom na temat zdarzenia z Roswell.
Interesujący jest poruszony przez rodzinę Wilcoxa wątek dotyczący wypalonego miejsca. Inni (w tym oficerowie RAAF’u, Lewis Rickett i Chester Barton) również, niezależnie, wspominali o dużym przypalonym bądź wypalonym obszarze. Przedsiębiorca pogrzebowy, Glenn Dennis, również wspominał, że widział w bazie sił powietrznych metalowe fragmenty wystające z tyłu ciężarówek, które wyglądały na „spalone w wysokiej temperaturze”. Ta „spalona wskazówka”, o której mówi rodzina Wilcoxa, potwierdza, że mówili prawdę na temat incydentu. Rząd utrzymuje, że w Roswell rozbił się balon meteorologiczny. Taki balon nie jest w stanie jednak spłonąć i pozostawić na miejscu wypalonego koła.
Wnuczka szeryfa: Oni byli z kosmosu
Barbara Wilcox Dugger jest wnuczką George’a i Inez Wilcoxów oraz córką Elizabeth Wilcox Tulk. Barbara mieszkała ze swoją babcią przez jakiś czas po śmierci George’a. Towarzyszyła swojej owdowiałej babci. Być może z uwagi na upływ czasu – oraz na bliskość i zaufanie, jakie wdowa miała wobec swojej wnuczki – w kwestii incydentu z Roswell Inez otwarła się przed Barbarą nawet bardziej, niż przed jej matką. Rodzina mówi o Inez jako o „Wielkiej Mamie” (Big Mom). Według wnuczki, pewnego dnia, gdy wspólnie oglądały telewizję, rozpoczął się program poruszający tematykę UFO. Barbara opowiada o tym, co powiedziała wówczas jej babcia:
„Barbaro, powiedz mi, czy wierzysz, że gdzieś w kosmosie istnieje życie?” Odpowiedziałam, „Wielka Mamo, przecież wiesz, że wierzę”. Inez kontynuowała: „Muszę ci coś opowiedzieć. Musisz jednak obiecać, że nigdy nikomu więcej o tym nie powiesz. Proszę, zachowaj to dla siebie. Gdy to wszystko się wydarzyło, wojskowi przyszli do nas, do biura szeryfa, i oświadczyli, że jeśli my, to znaczy George i ja, kiedykolwiek komukolwiek w tej sprawie powiemy choć jedno słowo, wówczas zabiją nie tylko nad, ale i całą rodzinę”. Barbara zapytała swoją babcię, czy wierzyła, że oni naprawdę spełnią taką groźbę. Inez odpowiedziała: „A jak myślisz?”
Barbara własnymi słowami opowiada, co babcia, prywatnie i niechętnie, opowiedziała jej:
„Babcia powiedziała, że ktoś przyjechał do Roswell i opowiedział jemu [George'owi] o tym wypadku. Mój dziadek wyruszył w to miejsce. Był wieczór. Znajdował się tam wielki wypalony obszar, dziadek ujrzał szczątki. Widział również cztery istoty z kosmosu. Jeden z tych małych ludzi jeszcze żył. Mieli oni wielkie głowy. Mieli na sobie ubrania prrzypominające jedwab. Po jego powrocie do biura moja babcia odbierała telefony z całego świata. Jeśli mówi, że to się stało, to znaczy, że to się stało. Moja babcia była bardzo lojalną obywatelką Stanów Zjednoczonych i wychodziła z założenia, że najlepiej dla interesu kraju będzie nie mówić o tym wydarzeniu… nie powiedziała nic”. Barbara dodaje: „Mówiła, że to wydarzenie zaszokowało dziadka. Później już nigdy więcej nie chciał być szeryfem”.
Żona szeryfa wyznaje: To był dobrze skrywany sekret
W swoich archiwach Towarzystwo Historyczne Roswell przechowuje mało znany dokument, który jest naprawdę historycznej wagi. Napisany dekady temu, dokumnt ten jest podpisany przez Inez, żonę George’a Wilcoxa. Inez i George byli jak papużki nierozłączki. Mieszkali w domu powyżej więzienia, a Inez pomagała w prowadzeniu biura i asystowała George’owi w prowadzeniu operacji. Wiedziała to samo, co on.
Inez snuła wystarczająco dużo przemyśleń na temat incydentu z Roswell, by opublikować pewne szczegóły, których jej mąż nie mógł ujawnić. Fakt, że to zrobiła, pokazuje, iż wydarzenie to wywarło na nią trwały wpływ, oraz że sprawa Roswell była dyskutowana (a nawet dokumentowana w pamiętnikach) „przed całym rozgardiaszem” wywołanym przez publikację książek o Roswell na początku lat dziewięćdziesiątych.
Jej opowiadanie, zatytułowane „Cztery lata w lokalnym więzieniu” (Four years in the county jail), opisuje życie policjanta i jego żony na sielskim Zachodzie. Inez sądziła, że być może jej opowiadanie zostanie pewnego dnia opublikowane w czasopiśmie typu Reader’s Digest. W nieopublikowanym manuskrypcie Inez zawarła krótką (i cokolwiek tajemniczą) wzmiankę na temat wypadku:
„Pewnego dnia ranczer z północnej części miasteczka przyniósł ze sobą coś, co nazwał latającym talerzem. Z całych Stanów Zjednoczonych spływały doniesienia od osób, które twierdziły, że widziały latające spodki. Krążyły różne plotki, a to że spodek był z innej planety, czy też że latający nim ludzie spoglądali w dół, na nas. Tą dziwną machinę, budzącą grozę broń, wynaleźli Niemcy… Ponieważ nikt nie zaobserwował latającego talerza, pan Wilcox zawiadomił dowództwo w Bazie Sił Powietrznych Walker (dawniej należącej do RAAF’u) i opisał znalezisko. Zanim odłożył telefon, na miejscu pojawił się jakiś oficer. Szybko załadował obiekt na ciężarówkę, i wtedy był ostatni raz, gdy ktokolwiek go widział”.
„W tym samym czasie rozdzwonił się telefon, z daleka dzwonili dziennikarze z Nowego Jorku, Anglii, Francji, a także przedstawiciele rządów i wojska, tak że rozmowy trwały 24 godziny na dobę. Nie rozmawiali z nikim innym, jak tylko z szeryfem. Oficer, który zabrał podejrzanie wyglądający pojazd, poinstruował jednak pana Wilcoxa, bo udzielał możliwie najmniej informacji i przekierowywał wszystkie rozmowy do bazy. Dobrze skrywany sekret”.
Oczywiście, według jej córek i wnuczki, Inez wiedziała dużo więcej, niż napisała w swoim szkicowym artykule. Być może jednak, na swój sposób, Inez pozostawiła wskazówkę dla historii. Inez zmarła w wieku 93 lat i przez dekady nosiła w sobie prawdę, która niewątpliwie była niemożliwie ciężka do zniesienia. Potwierdzając to, Phyllis, córka Wilcoxa, powiedziała: „Matka przelała na papier krótki opis tego, co stało się w 1947 roku, jak mniemam, pisząc to przed rozmową z nami na temat tego wydarzenia. Być może wciąż bała się o tym mówić, bardziej jednak obawiała się, że ta historia mogła być zapomniana”.
Zastępcy szeryfa: Nie wiemy nic
W sprawę incydentu z Roswell, za sprawą kilku osób, wplątanych było dwóch zastępców Wilcoxa. Wyruszyli oni, by obejrzeć miejsce wypadku i ujrzeli dziwny, wypalony obszar oraz otaczający to miejsce kordon wojska. Zastępcy szeryfa, B. A. „Bernie” Clark (który również spisał pierwszy raport od ranczera Maca Brazela, opisujący odkryte szczątki) i Tommy Thompson, zarówno przed własnymi rodzinami jak i przed wypytującymi badaczami wstydzili się odpowiadać na jakiekolwiek pytania tyczące się upadku obiektu w Roswell.
Tommy Thompson (obecnie już nieżyjący), zapytany pewnego razu o incydent z Roswell i jego zaangażowanie w tą sprawę, odpowiedział: „Nie chcę zostać zastrzelony”. Nie jest do końca jasne, o co mu wtedy chodziło. Thompson powiedział badaczowi, że „tego dnia nie było go w biurze” w czasie, gdy wydarzył się wypadek. Potwierdził jednak jedną rzecz: po tym wydarzeniu jego przełożony, George Wilcox, był „wykończony, wyniszczony”. W rzeczy samej, Wilcox nigdy nie chciał być ani nie kandydował ponownie na urząd szeryfa w hrabstwie.
Drugi zastępca, B. A. Clark (również już nieżyjący), w podobny sposób nie puszczał pary z ust na temat tej sprawy. Nawet swoim synom, George’owi i Charlesowi Clarkowi, mówił o niej bardzo niewiele, nawet pomimo tego, iż wiedzieli oni, że ich ojciec był wówczas na miejscu. Co mogło uciszać tych dwóch stróżów prawa nawet dziesiątki lat po incydencie?
Sąsiad zza ściany: George się zmienił
Ta autorka była w roku 1947 sąsiadką rodziny Wilcoxów. Rogene Cordes, wraz ze swoim mężem, oficerem RAAF’u, mieszkała „kilka drzwi dalej” od George’a Wilcoxa. Pracowała wówczas w jednym z banków w Roswell jako doradca.
Nawet dziś Rogene (obecnie na emeryturze, po osiemdziesiątce) nie chce rozmawiać na temat zaangażowania Wilcoxa. Choć Rogene była szczera i bezpośrednia, gdy opisywała mi inne historie dotyczące zaangażowania i powiązania jej męża-generała ze sprawą Roswell, o tyle wydawała się bardzo niechętna komentowaniu szeryfa Wilcoxa. Powiedziała mi jedynie:
„George’owi i Inez WIlcoxom grożono, oni zaś obawiali się z sobie znanych powodów. Tak naprawdę nigdy nawet nie chcieli o tym dyskutować ani też rozmawiać na ten temat ze swoimi przyjaciółmi. Po tym wszystkim George zmienił się”. To wszystko, co przekazała Rogene.
Bracia i grabarz: „Wilcox nas ostrzegał”
Ruben Anaya mieszkał w Roswell w momencie upadku obiektu w 1947 roku. Był on również politycznym ochotnikiem, bardzo blisko współpracującym z ówczesnym gubernatorem stanu Nowy Meksyk, Josephem Montoyą. W latach dziewięćdziesiątych Anaya opowiedział badaczom swoją historię, jak to zawiózł Montoyę do bazy sił powietrznych w Roswell. Mantoya był wyraźnie poirytowany, gdy wrócił do samochodu swojego brata i opowiedział czekającym, że właśnie widział w hangarze istoty pozaziemskie i że ich statek powietrzny rozbił się na odludziu. Historia Anayi została szerzej omówiona w kilku książkach poświęconych Roswell.
Tą historię z historią Wilcoxa wiąże pewien wątek. Jak wyjaśnia Ruben, gdy bracia wrócili do domu po odwiezieniu Montoyo do hotelu, w którym mieszkał, zastali niespodziankę – czekającego przed domem George’a Wilcoxa. Zastanawiali się, czego Wilcox od nich chciał, przyszli więc go przywitać. Wkrótce jednak stało się oczywiste, że nie była to zwykła towarzyska wizyta. Wilcox przybył tutaj z ostrzeżeniem. Powiedział im, że z polecenia wojska dostarczył im wiadomość, która miała być dla nich zrozumiała: Wilcox wiedział, że bracia odwiedzili wcześniej bazę. Zażądał od nich, aby nikomu nie mówili czegokolwiek na temat tego, co powiedział im w bazie gubernator Montoya.
Bardzo podobną historię przytoczył przedsiębiorca pogrzebowy Glenn Dennis, pracujący w czasie incydentu w Domu Pogrzebowym Ballarda w Roswell. Dennis jest bardzo dobrze znany fascynatom sprawy Roswell, ponieważ utrzymywał, że usłyszał od pielęgniarki, że ta widziała zwłoki ET w działającym przy bazie szpitalu. Dennis wspomina również o pewnym szczególe, który czasami w jego historii jest pomijany:
Dennis utrzymuje, że gdy wrócił z bazy do domu pogrzebowego, jego ojca odwiedził niedługo później szeryf George Wilcox. Wilcox i ojciec Dennisa byli bliskimi przyjaciółmi. Pomijając ten fakt, Wilcox dał jednak wyraźnie do zrozumienia, że jego wizyta nie zaliczała się do przyjacielskich. Stanowczo poinformował ojca Dennisa, że jego syn nigdy nie powinien mówić o tym, co niezwykłego widział lub co wydawało mu się, że widział lub słyszał w bazie. Ujawnienie czegokolwiek mogło nieść ze sobą poważne konsekwencje. Chciał, aby przekazał Glennowi, że nigdy ma o tej sprawie nie dyskutować.
Choć dziś pewne fragmenty historii Dennisa są przez niektórych badaczy poddawane w wątpliwość, istnieje niezależne potwierdzenie tej części relacji Glenna. Były badacz sprawy Roswell, John Price (mieszkający w tym miescie), w latach osiemdziesiątych podniósł tą sprawę w rozmowie z bratem-bliźniakiem Glenna, Bobem, który był również przyjacielem Price’a i który wyjaśnił, że w czasie upadku zagadkowego obiektu znajdował się daleko od tego miejsca. Z tego powodu nie mógł potwierdzić lub zaprzeczyć historii Glenna i zamiast tego, powiedział Price’owi, że „to zadanie Glenna, by mu o tym opowiedział”. Bob stwierdził jednakowoż, że może potwierdzić jeden szczególny element historii Glenna, ponieważ osobiście wiedział, że to prawda:
Gdy wrócił do domu w 1947 roku, by odwiedzić ojca, ten wspomniał mu, że wcześniej George Wilcox przyszedł do domu „gorzej niż zdenerwowany” na Glenna oraz że ojciec zastanawiał się, w „jakiego typu problem” wpakował się Glenn. Nadmienił także, że Wilcoxowi towarzyszył zastępca Tommy Thompson. Powiedział, że Thompson nie chciał rozmawiać później na ten temat z badaczami, stwierdzając przy tym, że „nie chciał zostać zastrzelony” oraz że Wilcox był „załamany tymi wydarzeniami”.
George Wilcox: Wstrząśnięty szeryf
Na zdjęciu obok Wilcox wygląda jak „jeleń złapany w reflektory”. Ta rzadka fotografia ukazuje Wilcoxa odpowiadającego przez telefon na pytania dotyczące incydentu z Roswell. Szeryf był wstrząśnięty. Został złapany „między skałą a twardym podłożem”. Wilcox groził własnej rodzinie. Kazano mu również grozić innym rodzinom. Nieznośnym dla George’a było nagłe znalezienie się w takiej sytuacji.
Oczywiście, fragmenty historii Wilcoxa były już wcześniej wspominane w przeróżnych książkach. Tutaj zostało to jednak opowiedziane w szczegółach i „sklejone w całość” w prawdopodobnie najbardziej kompletny sposób, jaki kiedykolwiek zaproponowano. Został tu zawarty każdy znany element tej historii. Przedstawione zostały również nowe informacje, które dostarczają dodatkowego wglądu w to wydarzenie. Historia Wilcoxa wymaga dalszej uwagi, gdyż może to być najbardziej niesamowita historia potwierdzająca pozaziemską naturę wypadku z Roswell.
Pod każdym względem ta historia jest wewnętrznie spójna. Mamy tu nadzwyczajne potwierdzenie w szczegółach. Zbyt wiele potwierdza zbyt wiele. Doprawdy niepojęte jest, że 10 ludzi (dwie córki, wnuczka, matka i wdowa, sąsiad zza ściany, dwóch zastępców, dwóch braci i grabarz) musiało kłamać w całej tej sprawie. Jeśli każdy z nich mówi prawdę, szeryf George Wilcox jest niewątpliwie postacią historyczną, która odegrała krytyczną rolę w historycznym zdarzeniu o naturze pozaziemskiej.
Bardzo lubiany przed incydentem (i pewny kandydat na ponowny wybór na stanowisko szeryfa), Wilcox postanowił nie brać udziału w następnych wyborach. Z pewnością był przygnębiony tym wydarzeniem. Wiedział, że nie mógł znów startować. Widział zbyt wiele, kazano mu też zbyt wiele ukrywać. A to „brzemię wiedzy” o tym, że nie jesteśmy sami we wszechświecie, było po prostu zbyt wielkie dla zwykłego człowieka. Człowieka, który był szeryfem w małym miasteczku i który musiał marzyć o tym, by nie musieć ukrywać największego sekretu w historii.
Anthony Bragalia, The UFO Iconoclasts
Źródło: [link widoczny dla zalogowanych]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|